wtorek, 1 marca 2011

no i...

... wzięło mnie na wspominki ;) Tym razem postanowiłam ocalić od zapomnienia moje wypociny pisarskie :)
Ten wierszyk powstał na pierwszym roku studiów i jest opisem autentycznych wydarzeń, więc zmienię jedno nazwisko pojawiajace sie w tekście. Pracowałam wówczas w pracowni konstrukcyjnej w bardzo fajnym zespole. Pracownia miesciła się przy ulicy Pachnącej, a z kibelka naprawde porządnie odbijało, więc jak mogłam nie wykorzystać takiej ironii losu? ;)

Metro Natolin, później Belgradzka,
Lasek Brzozowy mijasz znienacka
i na Pachnącej jesteś przy płocie.
Wchodzisz. Przez chwilę musisz brnąć w błocie.
Stajesz przed drzwiami - ta zabudowa,
to nasza właśnie pracownia nowa.
Mijasz kibelek, z którego śmierdzi
-tak każdy tutaj wchodzący twierdzi.
Wchodzisz na piętro, jesteś już blisko,
z ósmego stopnia zobaczysz wszystko:
siedzi pan Janek, czyta gazetę,
w ręku kanapkę trzyma z kotletem.
Obok w klęczniku swoim Małgosia
zamiata deskę szczoteczką z włosia.
Małgosia mówi świńskie kawały,
z których się zespół zaśmiewa cały,
a w swoim kącie, zaraz przy oknie,
Agnieszka się rumieni przelotnie.
Pan Janek ślęczy nad rzutem piwnic:
„Ci architekci jacyś są dziwni!
Już setny raz poprawiam wjazd,
a tych filarków jak w dupie drzazg!”
Andrzeja wszyscy codziennie słyszą,
jak dyskutuje ze swoja myszą
Od komputera dostał już bzika,
nawet gdy mówi, to czasem klika.
Marek uderza w deskę z impetem.
Pan Janek dławi się swym kotletem.
Spadają z blatów rapidografy,
Małgosia chowa noże do szafy.
Pan Marek sprawdza w ten sposób sam
użytkowania graniczny stan.
Nagle do biura wpada tornado!
Wszyscy po sobie już uszy kładą
Chytry uśmieszek, króciutkie włoski,
a się nazywa Marek Myszkowski*.
Śmieje się, krzyczy, komórka dzwoni,
a jego myśli nikt nie dogoni.
Pan Janek ciągle nanosi zmiany.
Pan Marek kręci się zatroskany
i w jego mądrej czytamy minie:
„Oby ten projekt oddać w terminie".
Trzeba się trochę zmobilizować,
aby za tydzień stan „0” oddać.
Agnieszka stopy, Małgosia pale!
Wszyscy szczęśliwi? No to wspaniale!”
Do późnej nocy wre tu robota,
środa i czwartek, piątek, sobota,
niedziela, święta - zespół pracuje.
Pan Marek belki nam projektuje,
a pani Ewa - mogę dać głowę -
niedługo wstawi łóżka polowe.
Bo pani Ewa czuwa nad nami
i za robotę płaci setkami,
daje urlopy, czasem opieprzy.
Jaki szef może od niej być lepszy?!
Czasem nam wszystkim wino postawi.
Słowem - tu można dobrze się bawić.
A po zabawie znowu do kalek.
Praca nie zraża nikogo wcale.
Nasza Małgosia podczernia ściany.
Rzuca się w oczy obrus zalany.
Całkiem wesoło jest tu i miło...
Ale od kiedy w rurach coś zgniło,
nikt obojętnie na to nie machnie,
a na PACHNĄCEJ wcale nie PACHNIE!

* nazwisko zostało zmienione ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz