...czyli historia pewnego beretu. No właśnie. Czapek w sezonie jesienno-zimowym udziergałam bardzo dużo. Ale żadna z nich nie okazała sie tak spektakularnym sukcesem jak pewien beret. Koleżanki znudzone już jednym fasonem czapki, zażyczyły sobie beretów dla córek. Wyszperałam interesujący wzór, zmodyfikowałam do swoich potrzeb i wspólnie dobrałyśmy kolory w mojej ulubionej kombinacji zieleni i fioletów. I tak powstał beret, który powieliłam w tylu egzemplarzach i wariacjach, że spokojnie mogłabym go uczynić moim znakiem firmowym ;)
czwartek, 29 lipca 2010
środa, 28 lipca 2010
granny squares...
piątek, 23 lipca 2010
chusty...
czwartek, 22 lipca 2010
rok temu z okładem...
wbrew wszelkim normom...
... moja doba potrafi się rozciągnąć.
Jak tylko mi się chce, to ogarniam cały dom, mam czas żeby ugotować obiad, poczytać dzieciom i oddać się moim pasjom. A że często mi się nie chce w domu robi się bałagan, albo nie ma obiadu, bo dzieci bez ksiażki nie zasną, a moje pasje się niecierpliwią...
Jeśli jesteście ciekawi co powstaje z tego bałaganu, to gorąco zapraszam.
Jak tylko mi się chce, to ogarniam cały dom, mam czas żeby ugotować obiad, poczytać dzieciom i oddać się moim pasjom. A że często mi się nie chce w domu robi się bałagan, albo nie ma obiadu, bo dzieci bez ksiażki nie zasną, a moje pasje się niecierpliwią...
Jeśli jesteście ciekawi co powstaje z tego bałaganu, to gorąco zapraszam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)