
W jedym ciągu uszyłam jeszcze powłoczkę na małą poduszkę.

I udziergałam zaległą czerwoną czapkę.

I małymi kroczkami zbliżam się do finału przygotowań świątecznych. Dziś keks wg przepisu mojej babci. Mocno wyrośnięty i popękany. Właściwie to bakalie sklejone odrobiną ciasta. :) Czyli tak, jak najbardziej lubię.


A że mam dziś baaaaardzo słaby dzień, senny jakiś, przygnębiający i lebkuchen znikają w zastraszającym tempie, to jutro druga tura pieczenia tych pierników, bo w Święta nie może ich zabraknąć.