czwartek, 29 lipca 2010

trikolor...

...czyli historia pewnego beretu. No właśnie. Czapek w sezonie jesienno-zimowym udziergałam bardzo dużo. Ale żadna z nich nie okazała sie tak spektakularnym sukcesem jak pewien beret. Koleżanki znudzone już jednym fasonem czapki, zażyczyły sobie beretów dla córek. Wyszperałam interesujący wzór, zmodyfikowałam do swoich potrzeb i wspólnie dobrałyśmy kolory w mojej ulubionej kombinacji zieleni i fioletów. I tak powstał beret, który powieliłam w tylu egzemplarzach i wariacjach, że spokojnie mogłabym go uczynić moim znakiem firmowym ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz